Daniel Małajowicz pochodzi z Brzeska i właśnie jest w trakcie samotnej wyprawy z dwoma końmi przez Mongolię. Podróż potrwa aż 1,5 miesiąca. Dzięki Jego uprzejmości czytelnicy Informatora Brzeskiego będą mieli okazję towarzyszyć mu wirtualnie w podróży.
Relacja z piątego dnia podróży– Piąty dzień w podróży z dwoma końmi przez Mongolię. Jestem zmęczony psychicznie i fizycznie. To nie są wakacje all inclusive, a ciężka praca. Poza samym sobą jestem odpowiedzialny za dwa kilkuset kilogramowe stworzenia. Nie ma też za bardzo czasu na wylegiwanie się na łące, bo zawsze coś się dzieje. Jakiś pożar do ugaszenia – na już. Zastanawiam się w takich momentach dlaczego nie zostałem w Brzesku. Jednak uświadamiam sobie, że właśnie tego chciałem. Samotnej przygody z dwoma końskimi kompanami w stepach i górach Mongolii.
Konie są dziś ewidentnie poddenerwowane, krążą niespokojnie wokół wbitego w ziemię pręta. Tak naprawdę, gdyby nie on, to już dawno uciekłyby w mongolskie stepy. Przez to, że jesteśmy sami na tej wyprawie – współdzielimy swoje emocje. Też czuję to napięcie i wiem, że przedmną nie przespana noc. Na niebie powtarzają się rozbłyski, a ja odliczam czas pomiędzy ich zobaczeniem, a usłyszeniem. Raz, dwa, trzy.. dziewięć. Dziewięć kilometrów stąd. Nie jest źle, może przejdzie bokiem. Nawet jeśli nie, to jestem w permanentnym „trybie czuwania”. Budzę się co kilka godzin, by sprawdzić gdzie są konie, albo czy w ogóle jeszcze są. Poza burzową pogodą zagrożeniem są też przechodzące stada pół dzikich koni. Może wywiązać się walka, lub najzwyczajniej konie mogą się zerwać i pójść za grupą – to w końcu zwierzęta stadne. Ostatnim i najbardziej martwiącym mnie zagrożeniem są ludzie. Słyszałem historie o kradzieżach koni. To jedno z najgorszych możliwych scenariuszy, by obudzić się rano i nie mieć swoich towarzyszy podróży.
Dziś zająłem się naprawianiem zużywającego się sprzętu. Torba bagażowa, którą nosi koń juczny zaczęła się rozdzierać w niebezpiecznym miejscu. Wiem, że szwacz ze mnie żaden, ale pluje sobie w brodę, że nie poprosiłem mojej mamy, by nauczyła mnie choć podstaw. Mam nadzieję, że ten prowizoryczny szew wytrzyma napięcia i uratuje mnie przed rozsypaniem się całego ekwipunku gdzieś pośrodku niczego. W między czasie przygotowałem obiad w kuchni polowej przed namiotem. Mam zapas jedzenia na ponad miesiąc. Nie wiem czy aż tyle potrwa moja podróż, ale od samego początku wiedziałem, że chcę być totalnie nie zależny. Dziś w menu mix ziaren, garść suszonych warzyw, czosnek, pasta curry i mleczko kokosowe. Bardzo rozgrzewające i energetyczne. Wodę biorę prosto z rzeki. Co prawda ma lekko ciemniejszy kolor, ale filtruję ją i gotuję – więc będzie zdatna do wypicia.
Jutro czeka nas do przejścia dystans 14stu kilometrów. Oczywiście przy założeniu, że nie będzie padać. Planuję rozbić kolejne obozowisko przy małej rzeczce, by mieć wodę dla siebie i koni.
Kolejny dzień, kolejna przygoda – podsumowuje Daniel Małajowicz.
—
foto: Daniel Małajowicz
IB / Daniel Małajowicz
Galeria zdjęć