Ci, którzy uważnie śledzą polską scenę polityczną, zapewne doskonale wiedzą, że 15 października 2023 roku odbędą się wybory parlamentarne. W tym samym terminie odbędzie się również ogólnokrajowe referendum, ale na potrzeby tego felietonu, ten przejaw demokracji bezpośredniej pozostawimy nieco na boku. Interesuje nas bowiem sama elekcja.
Nie wiem, czy zdają sobie Państwo sprawę, ale gdybyśmy byli obywatelami Singapuru, Australii, czy Belgii wszyscy jak jeden mąż podlegalibyśmy tzw. przymusowi wyborczemu. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że nie zadawalibyśmy sobie pytań: czy warto iść na wybory? Odpowiedź byłaby prosta: Nie idziesz, podlegasz sankcji za niepodporządkowanie się temu prawu, czyli najczęściej otrzymujesz grzywnę. Przymus wyborczy istnieje też we Włoszech, chociaż tam nie ma przepisów, które określałyby egzekwowanie tego obowiązku, więc w praktyce jest to prawo martwe.
Wróćmy jednak do Polski – u nas nie ma przymusu wyborczego. Każda obywatelka i każdy obywatel może iść do głosowania dobrowolnie. Niektórzy z tego prawa korzystają regularnie, inni na wybory nie chodzą w ogóle. Nie wiem, czy Państwo też mają takie wnioski (chętnie poczytam Wasze maile na ten temat), ale ja zauważam, że spośród osób, które najbardziej narzekają na rzeczywistość w Polsce, większość nie bierze udziału w tym najlepszym sondażu politycznym, jakim są wybory. Pewnie! Najłatwiej nie głosować i narzekać… Pozwolę sobie tutaj postawić odważną tezę, która mówi: nie głosujesz, nie narzekasz, bo sam nie zrobiłeś nic, aby zmienić obecny stan rzeczy. Proste? Proste.
Ale wróćmy do samego prawa wyborczego, które jest podstawowym mechanizmem demokracji, bowiem właśnie w tym procesie obywatele wybierają swoich przedstawicieli do organów władzy. Innymi słowy: oddajemy głos na tych, którzy najlepiej według nas będą realizować nasze interesy. Zechciejmy spojrzeć na to z praktycznego punktu widzenia i postawmy sobie pytanie: Kto lepiej zna moje potrzeby i oczekiwania? Osoba z mojego środowiska, czy tzw. „spadochroniarz”, czyli osoba z zewnątrz? Odpowiedź jest chyba prosta, dlatego miejcie to Państwo na uwadze, kiedy będziecie analizować nazwiska, przy których postawicie swój krzyżyk. Bo w to, że pójdziecie do tych wyborów nie wątpię nawet w 1%. Ufam w Wasze poczucie patriotycznego obowiązku (choć mamy wszyscy świadomość, że udział w wyborach to nasze prawo, nie obowiązek).
Życzę Wam zatem trafnych wyborów, satysfakcji z tego, co przyniesie wyborcza jesień, a gdybyście Państwo zechcieli się podzielić swoimi opiniami na temat postawionego w tytule felietonu pytania, zachęcam do kontaktu telefonicznego (880 633 720), lub mailowego (kontakt@mariuszzajac.pl).
—
Mariusz Zając
Radny Rady Powiatu Bocheńskiego